czwartek, 14 lipca 2011

GSMP Sopot 2011

Zupełnie przypadkiem tak jak 2 lata temu podczas wypoczynku nad morzem, w trójmieście, na granicy Sopotu i Gdyni trafiliśmy na wyścig górski. Po tygodniu brzydkiej pogody w piątek na BK zaświeciło słońce i pogoda utrzymała się do końca zawodów, to miłe z jej strony.
Na wyścig w Sopocie zjeżdżają między innymi nieznani mi, człowiekowi z południa zawodnicy, tym przyjemniej się ogląda i fotografuje ich zmagania. Niestety nawierzchnia trasy wyścigu lata świetności ma już za sobą. Ciekawe czy dostanie homologację na przyszły rok. Dobrze by było żeby ją odnowili, bo z mojego punktu widzenia jest całkiem ciekawa, wręcz kompaktowa i bogata w ciekawe miejsca do fotografowania, szczególnie idąc od mety. "Słynne rondo" standardowo odpuściłem, za dużo zdjęć jest stamtąd i za dużo ludzi. Dziwne, bo dość często słyszałem wśród gapiów, że na rondzie jest fajnie. Osobiście uważam, że o wiele ciekawsza jest partia zakrętów przed patelnią lub choćby zakręty od pierwszej szykany do owego ronda.
Zawody z tego roku zapiszą się w pamięci wielu osób z powodu spektakularnego, a zarazem pechowego, bo na ostatnim zakręcie dzwona niekwestionowanego wieloletniego Mistrza Polski Mariusza Steca. Gdyby nie ten dzwon pewnie padłby kolejny rekord trasy. Było za szybko, trudno, najważniejsze, że wyszedł z tego bez szwanku. Skromną fotorelację tuż po wypadku i ze sprzątania można obejrzeć na końcu galerii. Muszę przyznać, że fotografia reporterska jest całkiem ciekawa, jak się wie co i kogo fotografować. Mam nadzieje, że udało mi się oddać atmosferę tuż po wypadku.

SLAJDY:


GALERIA:

GSMP Sopot 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz